Media 2014 2015

Co ja bym zrobił(a) na ich miejscu

Kurier Wileński  25 września 2014 r.

 

 

12 września 2014 roku w Białymstoku odbył się XIV Marsz Żywej Pamięci Polskiego Sybiru. "Sybiracy" i ich potomkowie z Polski, Litwy, Ukrainy, Białorusi, Estonii, Łotwy i innych krajów przyjechali do Białegostoku by uczcić pamięć rodziców, krewnych i przyjaciół zmarłych w odległych zakątkach Rosji.

W uroczystości brała też udział młodzież, w tym nasza szkoła (im. Sz. Konarskiego). Chcieliśmy oddać cześć zmarłym i zebrać informacje o zesłaniach od żyjących jeszcze uczestników tych wydarzeń, lecz to co usłyszeliśmy było o wiele bardziej wstrząsające i przerażające niż sądziliśmy.

W dniach 14-18 czerwca 1941 zaczęły się pierwsze masowe wywózki na Syberię – tzw. Pierwsza fala. Już w pierwszym tygodniu zostało wywiezionych około 30 tys. osób. Drugą falą wywózek była akcja o kryptonimie "Wiosna". Właśnie wtedy zesłana została największa część ludności, głównie inteligencja i tzw. "wrogowie narodu", czyli ci, którzy w jakis sposób mogli zaszkodzić władzy sowieckiej. Ostatnia "czystka" odbyła się w 1951 r. – akcja "Jesień". Ogółem zesłano 132 tys. mieszkańców Litwy. Uważa się, że 28 tys. – w większości dzieci i osoby starsze – umarło jeszcze w drodze na Sybir.

Niektórzy wciąż pamiętają, jak to się zaczęło. Niespodziewane głośne pukanie w drzwi w środku nocy. Sowieckie mundury, karabiny. Strach i przygnębiająca świadomość, że któryś z twoich przyjaciół, z ludzi, którym ufałeś, wydał cię w zamian za swoją obiecaną, ale wątpliwą wolność. To jeszcze bardziej potęgowało uczucie zagubienia i bezradności. Potem już tylko wypchane bydlęce wagony, oddzielenie od swojej rodziny, żeby jeszcze bardziej podbić morale ludzi i koszmarna podróż przez pół Rosji. Nikt nie znał celu podróży, lecz wszyscy wiedzieli, że ich los jest już przesądzony. W wagonach z powodu braku powietrza i wody umierało mnóstwo ludzi i bywało, że zwłoki leżały na podłodze wagonu jeszcze kilka dni, deptane przez żywych. Gdy na postoju wyjmowano to, co z nich zostało, mało kto mógł rozpoznać ich twarze. Rzucano zwłoki na śnieg, nawet ich nie zakopując i jechano dalej. U celu podróży, ze śmierdzących wymiocinami, uryną i rozkładem wagonów wysypywało się około osiemdziesięciu żywych trupów. Tylko tak można nazwać tych zmordowanych makabryczną podróżą i wieczną niepewnością ludzi.

Życie toczyło się dalej. Katorżnicza praca codziennie zbierała swoje żniwo, zostawiając po sobie szlak wychudzonych i zamęczonych trupów. W najlepszym wypadku, składano ich w nieoznaczonych grupowych grobach, w najgorszym zostawiano tam, gdzie leżał, żeby "dać przykład innym". Ludzie nigdy nie zobojętnieli na widok tego koszmaru, lecz stał się on rutyną.

W niektórych umysłach zaległa się chęć buntu, odważna, lecz nierozważna zarazem, bowiem brak sił, odpowiednich warunków pogodowych, odpowiedniej liczby ludzi, gotowych poświęcić się dla innych, z góry skazywała tą śmiałą ideę na niepowodzenie. Zesłańcy nie mogli stawić jawnego oporu, lecz myśl, że może kiedys to się skończy, może ludzie znajdą sposób, by odnaleźć w sobie człowieczeństwo skłoniła niektórych do przemycania listów, jedzenia i innych środków niezbędnych do życia. W obozach pojawiły się polskie książki z których uczono dzieci języka i historii Polski, pojawiały się informacje o rodzinach zesłańców w innych obozach i robiono wszystko, żeby nie zapomnieć swego pochodzenia, swej narodowości i nie dać się stłamsić sowietom.

Sowieckie zesłania trwały 10 lat. Można nazwać to cudem, ale przez ten czas świadomość własnej narodowości nie zmalała, wręcz przeciwnie – ci, co byli wychowywani na obczyźnie w polskim duchu o wiele bardziej cenili sobie potem własne pochodzenie, ojczystą ziemię, własny lud.

Cisi bohaterowie XX wieku to właśnie oni - bezimienne postacie wychowujące młode pokolenie w polskim duchu, z narażeniem swojego życia wbijające do młodych głów trzy słowa: "Bóg, Honor, Ojczyzna". Wieczne słowa, wieczne wartości, wieczna wiara. Wiara w lepszy czas, w niepodległość Polski, Litwy i wszystkich krajów, które objęła "Czerwona zaraza". My, jako potomkowie heroicznych straceńców, mamy obowiązek chronić i pielęgnować pamięć o nich, by następne pokolenia brały z nich przykład, uczyły się najważniejszych wartości. Po co? Jak mówi stare polskie przysłowie "Ci co zapominają historię, skazani sa na jej powtórzenie". Ciągle naiwnie wierzymy, że przeminął już czas wielkich wojen i wielkich bohaterów, ale historia ciągle się powtarza i prędzej czy później wojna, "siostra ludzkości", znów da o sobie znac. Do tego czasu pamięć o naszych przodkach i ich szlachetne czyny powinny przerwać kolejne pokolenia. Do tego czasu przypominajmy sobie historie opowiadane przez ojców i dziadków, cicho się zastanawijąc "A co ja bym zrobił na ich miejscu?"

 

 

Uczennica klasy 11A

Gabriela Szejbak